Siemka
Bilanse ze wczoraj i środy.. Hm.. Nie przekraczały 1500 kcal
(Tu wypad z jedną koleżanką = lody, tam u drugiej = ciasto). Najgorsze, ze
nikogo nie interesowało, że czegoś nie lubię, albo nie mam ochoty. :c
Zakończyłam rozdział z S. Powiedział mi wprost, że mam sobie
nie robić nadziei i odpuścić sobie. I nigdy nic się między nami nie zmieni.
Byłam psychicznie załamana. Przez pół dnia wczoraj chodziłam przybita. Na
szczęście uratowały sytuację moje przyjaciółki (U,A, M). Mimo, że wmuszają we
mnie tyle jedzenia, to i tak je kocham <3 Gdyby nie one to wczoraj bym
wyszła z domu i pewnie w ogóle nie wróciła. Wiem, że zawsze mogę na nie liczyć.
A doradziły mi, żebym starała się o nim nie myśleć (wiedzą jakie to dla mnie
trudne), żebym zaczęła się ładnie ubierać tzn. nie na sportowo, tylko raczej w
sukienki itp. Mam chodzić radosna, szczęśliwa, a bynajmniej stwarzać takie pozory. Żeby
wiedział co stracił. Nie wiem, czy uda mi się to, ale spróbuje.. Chciałabym
zapomnieć!
Nie wchodziłam na wagę, bo mogłam się bardziej załamać. Mierze
siebie i ważę 11 maja. Mam nadzieje, że zobaczę tam mniej niż 54 kg <3
Dziś jak na razie:
Śń: 4 łyżki Muesli , 150 ml mleka prosto od krowy = 270 kcal
Będzie:
2śń: kiwi = 40 kcal, jak będę głodna to 2x kawa zbożowa = 20
kcal
Ob: 2 łyżki surówki porowej, (trochę) ogórki z curry + papryka
konserwowa, trochę gulaszu = 320 kcal
K: nie wiem, nie wiem. Możliwe, że pojadę na impreze i coś tam
będzie.. Postaram się nic nie zjeść. Jeśli we mnie wmuszą, to nie
mogę przekroczyć 300 kcal.
Zapomniałam wspomnieć o tym, że moje przyjaciółki na poprawę humoru zrobiły mi fryzurę, którą naprawde uwielbiam. Czyli warkoczyki. Jest ich 53 *.* Biedne męczyły się dla mnie przez 3,5 godziny ;)